You are here
Home > Design > Art > Andrzej Izdebski – Izi – Artysta muzyk świadomy swojej drogi / Andrzej Izdebski – Izi – Music artist aware of his path

Andrzej Izdebski – Izi – Artysta muzyk świadomy swojej drogi / Andrzej Izdebski – Izi – Music artist aware of his path

Andrzej Izdebski - Izi - music artist

06.12.2021

Andrzeja Izdebskiego znam praktycznie od dzieciństwa. Od młodych lat towarzyszyła mu gitara i muzyka. Jego kariera muzyczna rozwijała się stopniowo w awangardowych kameralnych grupach. Dziś jest muzykiem znanym i uznanym w branży. Gra na wielu instrumentach, komponuje i tworzy niszową muzykę do filmów, reklam oraz dla wielu znanych grup i artystów.

Nasza rozmowa o twórczości Izi-ego mogła odbyć się wcześniej, ale chyba teraz nadszedł odpowiedni moment.

F&C: Andrzej, kiedy i jak zaczęła się Twoja „podróż” z muzyką? Czy można ją nazwać pasją z dzieciństwa?

Andrzej Izdebski: Na pewno była to pasja z dzieciństwa. Na początku lat 80tych można było się właściwie interesować tylko sportem, albo muzyką, więc oczywiście interesowałem się oboma, choć zdecydowanie bliżej mi było do muzyki. Mój stryjek miał sporą kolekcję nieoczywistych, jak na tamten czas,  płyt i chętnie z nich korzystałem. Naturalnym było też słuchanie Listy Przebojów Programu Trzeciego, bo tam rozgrywała się ówczesna narracja gustu młodzieży. Przełom nastąpił, kiedy na półce stryjka znalazłem Epkę Dezertera ze Spytaj Milicjanta i Szarą rzeczywistością. Mój 11sto letni mózg eksplodował i już nigdy miał się nie poskładać w poprzedniej formie. Później nadeszły czasy metalowe, prowadzenie fanzinu, współorganizacja koncertów, no i granie. To były fascynujące czasy. Mam wrażenie, że wtedy nam się naprawdę chciało, jakbyśmy chcieli zagłuszyć szarą i tandetną codzienność.

F&C:  Jesteś samoukiem, wiele osób w dzieciństwie ma zainteresowania artystyczne , ale z czasem je porzuca.  Jak odkryłeś, że muzyka to właśnie to co chcesz robić w życiu?

Andrzej Izdebski:  Chyba po prostu byłem zbyt bezczelny, żeby dopuścić do siebie myśl, że może mi się nie udać. Od nastolatka robiłem wiele rzeczy, które trzymały mnie blisko muzyki. Jak wspomniałem wcześniej prowadziłem fanzin traktujący o undergroundowej muzyce metalowej, pomagałem starszym kumplom organizować koncerty metalowe, to wszystko mając 14 lat. Później zacząłem grać na gitarze i potraktowałem to nie jako hobby, tylko drogę życiową. Nie bardzo był plan B.  Z drugiej strony wcześnie zrozumiałem, że bycie dobrym muzykiem nie wystarczy. Zamiast iść do szkoły muzycznej poszedłem na muzykologię, metal zamienił się w jazz, więc organizowałem też koncerty jazzowe. W wieku 20 lat już wiedziałem jak się rozmawia z organizatorami, bardziej doświadczonymi muzykami czy menedżerami.

F&C:  Grasz i tworzysz jazz, improwizację… dlaczego taki rodzaj muzyki wybrałeś?

Andrzej Izdebski:  Jazzu nie gram już od lat. W każdym razie nie w jednolitej jego formie. Używam idiomatyki jazzowej do tworzenia muzyki, ale sam jazz jako zjawisko stylistyczno-estetyczne przestał być dla mnie atrakcyjny. Improwizacja natomiast została ze mną  i wiele z rzeczy, które tworzę zwykle rozpoczyna się od improwizacji, później nabierając konkretniejszej, bardziej znormatywizowanej formy. Była zresztą ze mną od początku mojej drogi muzycznej. Nawet kiedy spotykaliśmy się na próbach zespołów metalowych, zawsze wiele czasu spędzaliśmy na „pograniu sobie”, nie było tylko ćwiczenia utworów. Później zauważyłem, że zdecydowanie bardziej pobudza mi wyobraźnię tworzenie nowych rzeczy niż ćwiczenie do  znudzenia czegoś co już zostało stworzone. Może to właśnie też wynika z braku formalnej edukacji muzycznej. W szkole muzycznej pewnie staraliby się mnie przekonać, że utwór trzeba poznać w najmniejszych detalach i wyćwiczyć do perfekcji. Eric Dolphy kiedyś powiedział „When the music is over is gone in the air” i przez lata to było też moje motto. Teraz kiedy jestem kompozytorem i producentem płyt widzę to nieco inaczej, choć nadal uważam, że w procesie improwizacji rodzą się szczere muzyczne emocje.

Andrzej Izdebski – Izi – music artist (photo: Dawid Grzelak)

F&C: Masz na swoim koncie już dosyć duży dorobek muzyczny. Grałeś m.in. z muzykami  sceny yassowej: Mazzollem, Ryszardem Tymańskim, Mikołajem Trzaską, utworzyłeś również Boys Band Trio. Kiedy i kto po raz pierwszy dostrzegł Twoje zdolności?

Andrzej Izdebski: Kiedy zacząłem grać z Mazzollem, Mikołajem czy Tymonem byłem już stosunkowo ukształtowanym muzykiem. Tak jak wcześniej napisałem dość szybko zacząłem zajmować się muzyką, więc proces wchodzenia w środowisko muzyczne był płynny i ciężko mi znaleźć taki jeden moment, czy jedną postać, która zaważyłaby na rozwoju mojej kariery. Wszystko się przeplatało i ewoluowało w bardzo, z perspektywy czasu, logiczny sposób. Poszedłem na studia, organizowanie koncertów zamieniłem na ich granie, poznałem wielu świetnych muzyków w moim wieku, z którymi się rozwijałem, a w międzyczasie  dojrzewały we mnie pomysły, które miały mnie doprowadzić do miejsca, w którym jestem. Oczywiście zakładanie własnych zespołów było zawsze najbardziej atrakcyjne, bo mogłem zaprosić ludzi, z którymi było mi najbardziej po drodze i muzycznie i towarzysko, no i motywacja do tworzenia wzrastała.

F&C: Czy studia muzykologiczne miały wpływ na wybór Twojej artystycznej drogi, rodzajów muzyki, jakie tworzysz i grasz?

Andrzej Izdebski: Poniekąd. Muzykologię potraktowałem dość cynicznie, tzn. postanowiłem nauczyć się jak najwięcej z tego co mnie interesowało i uznawałem za potrzebne do rozwoju jako muzyk, a resztę programu postarać się przejść bezboleśnie. Miałem mnóstwo szczęścia, bo spotkałem świetne autorytety, które nie tylko dały mi wiedzę, jakiej mi trzeba było, ale też ukierunkowały mnie na dalszy rozwój. Nie kontynuowałem później pracy muzykologicznej, choć czasem mam odruch kodyfikowania informacji w sposób metodologicznie spójny. Poznałem też mnóstwo muzyki, której wtedy bym na pewno nie odkrył, gdyby nie fonoteka instytutu. Teraz dzięki serwisom streamingowym mamy nieograniczony i właściwie natychmiastowy dostęp do każdego rodzaju muzyki. Wtedy, żeby zdobyć nagrania Luigiego Nono, Iannisa Xennakisa czy pieśni muzułmańskie z terenu Jugosławii trzeba było bardzo chcieć. Te wszystkie elementy w połączeniu z moimi ówczesnymi inspiracjami takimi jak wspomniany wcześniej Eric Dolphy, Albert Ayler czy John Coltrane dawały koktajl, który się materializował w muzyce, która wówczas we mnie dojrzewała i do dziś się realizuje.

F&C: Gdzieś przeczytałam, że inspirujesz się muzyką etniczną, skąd takie zainteresowanie?

Andrzej Izdebski: Muzyka etniczna była jednym z powodów, dla których się zainteresowałem studiami   muzykologicznymi. Niewiele wiedziałem na ten temat zanim poszedłem na studia, poza tym, że w Afryce jest polirytmia i to mi pobudzało wyobraźnię. Później, kiedy już wszedłem głębiej w temat, okazało się, że to kopalnia inspiracji, od polskich oberków, przez tuwiński śpiew alikwotowy, muzykę pigmejów Ba-Benzélé, po śpiewy Inuitów. Dla wielu osób muzyka etniczna to przetworzone inspiracje zawarte w muzyce popularnej i to oczywiście jest ok, ale jak się wejdzie w muzykę etniczną głęboko, to są tam prawdziwe skarby.

F&C: Na czym polega muzyka swobodnie inspirowana?

Andrzej Izdebski: To mógłby śmiało być temat na osobną, długą rozmowę. Ja na swoje potrzeby ukułem definicję, że jest to działanie improwizatorskie wyrastające z wielowymiarowego doświadczenia estetycznego twórcy. Wiele osób mówi o improwizacji nieidiomatycznej, ja ją widzę bardziej jako multi-idiomatyczną. A posługując się prostymi kategoriami można to zrozumieć tak, kiedy jazzman improwizuje używa szeroko pojętej idiomatyki muzyki jazzowej, kiedy muzyk improwizuje hinduskie ragi również posługuje się językiem tej tradycji, podobnie będzie z bluesem, afrykańską grą na bębnach czy nie wiem…śpiewem katajjaq. W muzyce swobodnie improwizowanej idiomatyka nie ma znaczenia dla procesu tworzenia. Muzycy nie poruszają się w ramach jednego stylu muzycznego, a wręcz starają się odchodzić od stylistycznej homogeniczności na rzecz energetycznej symbiozy. Śmiało mogą ze sobą spotkać się ludzie nic o sobie nie wiedzący, nie mający wspólnej tradycji muzycznej czy podobnego doświadczenia. Można też sobie wyobrazić taki proces na przykładzie kalejdoskopu, jaki większość z nas pamięta z dzieciństwa- kolorowe ścinki folii wrzucone w papierową tubę i kiedy patrzyło się przez otworek pod światło, przy przekręcaniu tworzyły się nowe, nieoczekiwane kształty o zaskakujących kolorach. To oczywiście mocno uproszczona analogia, bo improwizacja doświadczonych muzyków, o szerokich horyzontach muzycznych potrafi być złożonym i fascynującym procesem. Nakładają się w nim nie tylko wartości doświadczeń muzycznych, a też kulturowych czy intelektualnych. 

F&C:  Grałeś głównie na gitarze barytonowej, czy inne instrumenty są Ci równie bliskie? Gra, na jakim instrumencie sprawia Tobie największą frajdę?

Andrzej Izdebski: Tak. W pewnym momencie gitara zaczęła mnie irytować swoimi ograniczeniami konstrukcyjnymi i myślałem o tym, żeby zacząć grać na jakimś instrumencie dętym. Jednak grałem już dość sprawnie, więc trudno mi było ot tak się z gitarą rozstać. Wymyśliłem sobie więc, że trzeba wyjąć z gitary progi. Od razu było lepiej, ale jakiś czas później zrobiłem niżej nastrojoną gitarę barytonową bezprogową i wtedy się okazało, że w końcu mogłem grać, co chciałem. Z biegiem lat wróciłem do zwykłych gitar, ale barytonowa ciągle stoi w studio gotowa do gry. Gitary nadal są moimi ulubionymi instrumentami, choć staram się myśleć barwami nie instrumentami, więc współczesna technologia bardzo pomaga mi w tworzeniu muzyki. Mam mnóstwo gitar, syntezatorów, instrumentów perkusyjnych i dętych, gra na każdym z nich jest naprawdę wielką frajdą.

Musical Instruments – Best Sellers

F&C: Twoją muzykę, którą komponujesz i grasz nazwałabym muzyką dla koneserów, czy jest na nią popyt? Jak zarabiasz na życie tworząc tak niszową muzykę?

Andrzej Izdebski: Żyję głównie z komponowania muzyki i produkcji płyt. Oczywiście nadal uwielbiam muzykę awangardową, ale od lat wykorzystuję doświadczania wyniesione z twórczości improwizatorskiej do komponowania i pomocy innym wykonawcom w procesie tworzenia ich muzyki. Naturalnie część kompozycji takich jak słuchowiska radiowe czy spektakle teatralne można potraktować eksperymentalnie i rzeczywiście często znajdują się tam elementy muzyki awangardowej. Szczególnie słuchowiska radiowe, gdzie nadal żywy jest duch Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia, są wdzięcznym polem do eksperymentów brzmieniowych. Przy produkcjach płytowych najczęściej pozostajemy w stylistyce danego zespołu, choć zawsze staram się wzbogacać ją o nieoczywiste rozwiązania brzmieniowe.  Fenomenem muzyki alternatywnej jest to, że ma zdecydowanie bardziej oddanych fanów, ludzi poszukujących i czujących się dobrze w niszach, które znaleźli. Wspierają oni swoich ulubionych wykonawców, bo wiedzą, że to nie jest produkt „show businessowego GMO”. Muzyka popularna przynosi szybki rozgłos, ale tak samo szybko ten rozgłos lubi minąć. Przychodzą nowe mody, nowe programy instant fame, nowe twarze, które stają się nowymi idolami… na chwilę.  

F&C: Czy komponujesz na zamówienie, czy raczej proponujesz muzykę zgodnie z własnym upodobaniem?

Andrzej Izdebski: Jeśli komponuję muzykę do filmu, spektaklu czy słuchowiska, naturalnie reżyser decyduje o stylu muzycznym i tym co finalnie się tam znajdzie. W większości przypadków jestem jednak wybierany, ponieważ reżyser wie co potrafię i wtedy mój gust staje się częścią zamówienia. Inaczej jest kiedy komponuję rzeczy dla siebie, do swoich projektów. Wtedy w ogóle nie zastanawiam się nad percepcją muzyki, którą tworzę, po prostu staram się sprawić przyjemność własnym upodobaniom. A jeszcze inaczej sprawa wygląda, kiedy robię stricte komercyjne zlecenie. Wtedy przeważnie dostaję rodzaj referencji, jak klient chciałby, żeby kompozycja brzmiała lub działała. W takich przypadkach mój gust nie ma kompletnie znaczenia, wykorzystuję  jedynie moje umiejętności kompozytorskie, aranżerskie, analizy muzycznej i oczywiście instrumentalne.

F&C: Posiadasz również własne studio nagrań. Czy w związku z tym tworzysz również muzykę komercyjną np. na potrzeby programów czy reklam?

DIGITAL MUSIC

Andrzej Izdebski: Tak. Zrobiłem grubo ponad 100 reklam telewizyjnych, radiowych, kinowych, jingli, opraw programów. Jak już powiedziałem w takim przypadku, chyba że reżyser i pion kreatywny zażyczą sobie inaczej, przeważnie komponuje się muzykę w sposób bardzo utylitarny. Rządzi wtedy produkt i jego odbiór. Zrozumienie roli kompozytora w takim projekcie jest kluczowe, ponieważ często mogę się nie zgadzać z wyborami osoby odpowiedzialnej za kreację, ale to nie ma żadnego znaczenia. Liczy się czy jestem w stanie spełnić oczekiwania klienta. To specyficzna, ale też dużo ucząca współpraca. Dzięki tego typu projektom rozwinąłem bardzo umiejętność szybkiej pracy i płynnego poruszania się w szerokim zakresie stylów muzycznych.

F&C: Współtworzyłeś płytę z Kazikiem Staszewskim, grałeś z wieloma artystami jazzowymi. Czy to oni dostrzegli Twój warsztat i pozyskali Ciebie do współpracy czy to była Twoja inicjatywa?

Andrzej Izdebski: Z Kazikiem zrobiłem 5 płyt i sporo rzeczy pobocznych. Zaprosił mnie do współpracy po którymś z moich koncertów, bo chciał mnie mieć w projekcie z piosenkami Toma Waitsa na gitarze barytonowej i tak zostałem ponad 10 lat. Na początku kariery to zwykle ja wychodziłem z inicjatywą współpracy, zapraszałem starszych i bardziej doświadczonych muzyków i dzięki temu mogłem się rozwijać. Z biegiem lat to  ja zaczynałem być częściej zapraszany do współpracy i mam to szczęście, że zapraszali mnie naprawdę fajni ludzie i wytwórnie, których artystów szanuję. Cieszy mnie to, że mogłem pracować w bardzo szerokim spektrum stylistycznym od Braci Figo Fagot po Michała Górczyńskiego czy Anię Gadt, od Małej Orkiestry Dancingowej po Azarath, od Waldemara Koconia po Kazika czy Strachy na Lachy. Setki, w zdecydowanej większości, świetnych sesji, a z każdej z tych kolaboracji uczyłem się czegoś, co mogłem później przenieść do innych produkcji. Poza tym ta różnorodność powoduje, że nadal to kocham i kompletnie nie czuję się znudzony, wręcz, mimo ponad 20sto letniego doświadczenia czuje, że codziennie się uczę

F&C: Koncertowałeś w Berlinie, Budapeszcie, ale również w Rosji. Dlaczego w tych regionach? Czy to są miejsca, gdzie Twoja muzyka znalazła więcej odbiorców?

Andrzej Izdebski: Grałem w bardzo wielu miejscach. Kiedyś podróżowałem zdecydowanie więcej niż teraz, bo praca studyjna przejęła większość mojego czasu. W Rosji rzeczywiście spędziłem sporo czasu, tam miałem przez lata menedżera i regularnie jeździłem tam ze swoimi projektami, ale też na zaproszenie innych muzyków. To bardzo ciekawy rynek, który ciężko porównać z jakimkolwiek innym, choć oczywiście każdy ma swoją specyfikę i publiczność. Inaczej reaguje publiczność w sali koncertowej w Berlinie czy Moskwie, a inaczej w klubie w Tbilisi czy Jerozolimie. Różnice kulturowe ciekawie też wpływają na to jak się gra w rożnych miejscach, ale to chyba podobnie jak z kuchnią, inaczej smakuje Pho w Warszawie, inaczej w Berlinie, a inaczej w Bankoku

F&C: Jakie plany zawodowe masz na najbliższą przyszłość?

Andrzej Izdebski: Cały czas dzieje się bardzo dużo ciekawych rzeczy. Współpracuję z wieloma muzykami, reżyserami i wytwórniami, więc nie mogę narzekać na brak zajęć. Najbliższy plan to płyta Mai Kleszcz z tekstami Bogdana Loebla, za którą się właśnie zabieramy. Premiera prawdopodobnie na wiosnę na PPA we Wrocławiu.

CDs and Vinyl

F&C: Mówi się, że zarabiając na swojej pasji nigdy nie jest się w pracy. Jak to jest u Ciebie? Czy poza pasjami muzycznymi jest jeszcze coś co sprawia Ci radość i satysfakcję?

Andrzej Izdebski: Zwykle jednak staram się myśleć, że jestem w pracy. Przez lata dopieszczałem w sobie tą myśl, że jestem w Lego landzie dla dużych chłopców, ale kończyło się na tym, że siedziałem w studio po 20 godzin dziennie. Teraz staram się przyjeżdżać do studia, robić to co zaplanowałem i odpuszczać. Nadal uwielbiam zajmować się muzyką,  w moich studiach nagrań mogę siedzieć godzinami, ale wiem, że to jednak jest praca. Podobnie jest z graniem koncertów. Poza tym czuję, że zdecydowanie więcej pomysłów czerpię z czytania książek, oglądania filmów, czy rozmów z ciekawymi ludźmi, niż słuchania muzyki. Oczywiście kiedy kupię nowy syntezator czy gitarę, tracę racjonalne myślenie i siedzę godzinami ucząc się nowych brzmień. Podobnie jest z projektami, które mnie pochłaniają. Często ciężko mi się zatrzymać. 

F&C; Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów i samorealizacji.

Andrzej Izdebski:  Wzajemnie i również serdecznie dziękuję za rozmowę.

Rozmowę przeprowadziła: Gocha

All rights reserved

Dodaj komentarz

Top